sobota, 22 września 2018

September in the Garden of Dreams.




Lato jak co roku minęło za szybko, stanowczo za szybko i jesień stoi już na progu.
Coraz częściej poranki budzą się w mgłach, i zamiast kwiatów, widać źdźbła traw.
Drzewa już w żółciach i czerwieniach, a po nocnym wietrze liście ścielą się po  trawniku.
Czas zabrać się za grabienie liści i porządki w ogrodzie. W piwnicy czekają cebulki tulipanów, narcyzów i hiacyntów. Muszę wyrwać wybujałe aksamitki, które z niskich zrobiły się krzaczaste.
Z roślinami bywa różnie, czasem przygotuje się im odpowiednie miejsce i je pielęgnuje, a one rosnąć nie chcą. Innym razem wystarczy dobra ziemia i rosną jak szalone.
Zbiór owoców w ogrodzie został już zakończony, w zbiorze winogron pomogły ptaki, nawet nie wiem kiedy. Gdy zbliżałam się w ich  kierunku uciekały z wielkim wrzaskiem i lamentem, a to ja powinnam krzyczeć, że mi wszystko zjadły.
Syn z dziewczyną na swojej działce wyhodowali taką dynię, czyli mam doskonałych  następców do Ogrodu Marzeń.







Orzechów włoskich w tym roku dostatek, a to jeszcze nie wszystko. Wystarczy dla nas i wiewiórek. Co rusz widzę ogony, raz rudy, a raz czarny miedzy gałęziami.












Irga czerwone korale załozyła, kwiczoły bedą miały tu stołówkę w zimie.















Guzikowiec zachodni.



Zawilec japoński.




















Rdest Auberta.



Długo zastanawialiśmy się z jakiego materiału zrobić schody. O kostce brukowej słyszeć żadne z nas nie chciało. Myśleliśmy nad kostką granitową, ale po dłuższych rozważaniach i podglądaniu tu i tam, postanowiliśmy, że musi to być kamień, i to taki, który występuje w naszej okolicy. 



Trzmielina.




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz