sobota, 6 października 2018

Ponte Tibetano Valle di Sementina.




Most Tybetański, drewniany most wiszący łączący dwie gminy Lugano i Bellinzona.
Zbudowany w 2014 roku, zawieszony 130 metrów nad ziemią o długości 270 metrów.
Rankiem przyjechaliśmy do miasta Monte Carasso, zaparkowaliśmy samochód na dużym parkingu koło punktu informacji turystycznej ( parking płatny ). I po pięciu minutach byliśmy przy kasie kolejki, która zawiozła nas na szczyt góry Mornera 1347 m.n.p.m.
Na szczycie jest restauracja i kamienne domki w których można wynająć pokoje.
Widoki z góry są piękne, a pogoda pozwoliła nam wszystko zobaczyć.
Po obejrzeniu okolicy zjechaliśmy kolejką jeden przystanek i ruszyliśmy w długą, trochę męczącą drogę oznaczoną kolorem czerwonym. Temperatura 30 stopni i ciągle świecące słońce nam w twarz, dały nam do wiwatu.














Takich towarzyszek wędrówki - jaszczurek jest tu mnóstwo. Mają świetne warunki do zamieszkania, wszędzie kamienne murki, domy i ścieżki.


Krzewy dziko rosnącego żarnowca to widok częsty.






Na trasie był kościół San Bernard, niestety zamknięty - czynny od środy do niedzieli, od 10 do 17.
Trochę szkoda nie zobaczyliśmy fresków namalowanych na ścianch wewnatrz światyni.


Przed nami jeszcze 45 minut drogi:)


A oto i jest most, idziemy i nic a nic się nie boimy.




Najciekawszy moment na moście - to jego środek. most drży rozkołysany chodem turystów i poruszany wiatrem.


Idziemy do kaplicy San Defendente. A potem będziemy schodzić do miasta Sementina.


Spotykani w drodze turyści mówią; Buon giorno.



Kaplica także była zamknięta.




Po drodze natknęliśmy sie na Bar samoobsłgowy. W zamrażarce były lody, a w lodówce napoje.


Kupiliśmy dwa lody  i zapłaciliśmy 6 CHF x około 4 złote, nie jest tu tanio, oj nie.


Gdy już zeszliśmy z Alp byliśmy zmęczeni i głodni. W jednym otwartym barze ( wszędzie sjesta ) zamówiliśmy dwa dania regionalne z Doliny Verzasca. Pięknie brzmiąca nazwa- Cucina, nic nam nie mówiła. Kelnerka mówiła tylko po włosku i dowiedzieliśmy się, że będzie z salami.  Gdy dostaliśmy coś, co miało być według naszego myślenia obiadem, nie mogłam się powstrzymać ze śmiechu.
Wędliny surowe, cienko krojone mocno ziołowe, słone jak cała kopalnia soli w Wieliczce. Pić nam się chciało nieludzko, nawet zamówiona pepsi nie ugasiła naszego pragninia. Pędziliśmy do samochodu .......i jest nasza woda mineralna Piwniczanka. Zawsze mamy zapas napojów, gdy wybieramy się w podróż. A danie warto było spróbować w końcu to kuchnia regionalna.




























































1 komentarz:

  1. Mam lęk wysokości ( czasami )... nie wiem czy przeszłabym po takim moście mimo cudnych widoków
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń