"W marcu jak w garncu" - mówi powiedzenie i czasem pogoda za oknem jest właśnie dokładnie taka.
Po kilku cieplejszych dniach mamy zimę i, śnieg i mróz . Z tym mrozem -9 rano, pogoda mogła sobie odpuścić, tym bardziej, że za dwa dni astronomiczna wiosna, a za trzy dni kalendarzowa.
A my wciąż w zimowych kurtkach , czapkach i szalach- otuleni przed chłodem.
W czasie tych kilku ciepłych dni tak mnie korciło, żeby w Alei Róż ściągnąć osłony na różach pnących. Żeby o tym uporczywie nie myśleć zajęłam się innymi pracami, a tych wiosną - jak zawsze mnóstwo. I dobrze zrobiłam, odciągając swoje myśli od róż, bo gdy zajrzałam pod okrycia - róże miały już duże, piękne pąki. Mróz z pewnością zniszczyłby ich pąki. Ja na nie chucham i dmucham, żeby szybko się pięły i pokrywały masą kwiatów, i strata tylu róż byłaby dla mnie bolesna. Nieracjonalne pomysły z rozpędu - czasem mi się zdarzają. Tym razem próba została powstrzymana:)
Gdy tylko ciepłe promienie słońca roztopiły lód na stawie, natychmiast na jego powierzchnię wypłynęły ryby. One uwielbiają wiosenne słońce, na powierzchni lustra wody wyglądają jak zawieszone w bezruchu czerwone punkty.
Ani razu nie zdarzyło się, aby wiosną w stawie ryby były śnięte. Staw jest duży, głęboki na około 2m i ma całoroczne napowietrzanie.
W ubiegłym roku w przeróżnych donicach, pojemnikach, skrzynkach miałam posadzone tulipany, narcyzy i hiacynty. Gdy zaschły im liście zaczęłam je wykopywać, wtedy okazało się, że mają bardzo dużo cebulek przybyszowych i, pojawił się problem - do czego wsadzę je jesienią.
Miałam całe lato na zastanowienie się co dalej z cebulkami wiosennych kwiatów.
Przypomniała mi się wtedy nasza podróż do Holandii i te hektary tulipanów rosnących w gruncie.
Tylko co zrobić z twardą gliniastą ziemią w moim ogrodzie, w Holandii ziemia - jak puch.
Po kilku latach niepowodzeń w uprawie tulipanów w gruncie, postanowiłam znowu spróbować.
Zaczęłam od przygotowania gleby.
Na głębokość szpadla przekopywałam każde przeznaczone miejsce pod tulipany, dosypywałam wiadra piasku i kompostu. Mieszałam to wszystko razem, wyrównałam powierzchnię ziemi, ułożyłam cebulki i zaczęłam sadzić sadzarką ( kupiłam taką -jaką używają ogrodnicy w holenderskim ogrodzie Keukenhof ).
Wyszły wszystkie posadzone cebulki, czy zakwitną nie wiem -czas pokaże.
Podobnie postąpiłam z szafirkami, im to się już dawno należało, ciągle przesuwałam tę pracę na bliżej nieokreśloną przyszłość. W końcu zrobiłam z tym porządek.
Martwi mnie tylko stwierdzenie męża, że nornice na tulipanowych cebulkach będą się pasły.
Może odpuszczą?
Po kilku cieplejszych dniach mamy zimę i, śnieg i mróz . Z tym mrozem -9 rano, pogoda mogła sobie odpuścić, tym bardziej, że za dwa dni astronomiczna wiosna, a za trzy dni kalendarzowa.
A my wciąż w zimowych kurtkach , czapkach i szalach- otuleni przed chłodem.
W czasie tych kilku ciepłych dni tak mnie korciło, żeby w Alei Róż ściągnąć osłony na różach pnących. Żeby o tym uporczywie nie myśleć zajęłam się innymi pracami, a tych wiosną - jak zawsze mnóstwo. I dobrze zrobiłam, odciągając swoje myśli od róż, bo gdy zajrzałam pod okrycia - róże miały już duże, piękne pąki. Mróz z pewnością zniszczyłby ich pąki. Ja na nie chucham i dmucham, żeby szybko się pięły i pokrywały masą kwiatów, i strata tylu róż byłaby dla mnie bolesna. Nieracjonalne pomysły z rozpędu - czasem mi się zdarzają. Tym razem próba została powstrzymana:)
Gdy tylko ciepłe promienie słońca roztopiły lód na stawie, natychmiast na jego powierzchnię wypłynęły ryby. One uwielbiają wiosenne słońce, na powierzchni lustra wody wyglądają jak zawieszone w bezruchu czerwone punkty.
Ani razu nie zdarzyło się, aby wiosną w stawie ryby były śnięte. Staw jest duży, głęboki na około 2m i ma całoroczne napowietrzanie.
W ubiegłym roku w przeróżnych donicach, pojemnikach, skrzynkach miałam posadzone tulipany, narcyzy i hiacynty. Gdy zaschły im liście zaczęłam je wykopywać, wtedy okazało się, że mają bardzo dużo cebulek przybyszowych i, pojawił się problem - do czego wsadzę je jesienią.
Miałam całe lato na zastanowienie się co dalej z cebulkami wiosennych kwiatów.
Przypomniała mi się wtedy nasza podróż do Holandii i te hektary tulipanów rosnących w gruncie.
Tylko co zrobić z twardą gliniastą ziemią w moim ogrodzie, w Holandii ziemia - jak puch.
Po kilku latach niepowodzeń w uprawie tulipanów w gruncie, postanowiłam znowu spróbować.
Zaczęłam od przygotowania gleby.
Na głębokość szpadla przekopywałam każde przeznaczone miejsce pod tulipany, dosypywałam wiadra piasku i kompostu. Mieszałam to wszystko razem, wyrównałam powierzchnię ziemi, ułożyłam cebulki i zaczęłam sadzić sadzarką ( kupiłam taką -jaką używają ogrodnicy w holenderskim ogrodzie Keukenhof ).
Wyszły wszystkie posadzone cebulki, czy zakwitną nie wiem -czas pokaże.
Podobnie postąpiłam z szafirkami, im to się już dawno należało, ciągle przesuwałam tę pracę na bliżej nieokreśloną przyszłość. W końcu zrobiłam z tym porządek.
Martwi mnie tylko stwierdzenie męża, że nornice na tulipanowych cebulkach będą się pasły.
Może odpuszczą?
Sadzarka.
Pole krokusów.
Kochana jak to wszystko zakwitnie będzie cudownie pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńBędzie, już powinno tak być. Wiosna idzie i idzie ,jakoś powoli:)Pozdrawiam.
Usuń