niedziela, 15 września 2013

Jak Dziad z Babą..

Na skraju wsi pod lasem mieszkali dziad Staszek i baba Maryśka. Pracowali na gospodarstwie i hodowali zwierzęta,dzieci już dawno wyfrunęły z rodzinnego gniazda. Bo z gospodarki żyć się nie da, to grad zniszczy plony, to susza,to znowu ulewne deszcze. Porozjeżdżali się po miastach i tam żyli spokojnie i wygodnie.
A baba ze swoim chłopem zostali sami. Dni mijały powoli i każdy był niemal podobny do poprzedniego,baba Maryśka zajmowała się domem i zwierzętami, a chłop gospodarką. Na  okolicznych targach sprzedawał zwierzęta. W wolnej chwili baba spotykała się ze swymi kumoszkami wiejskim i prowadziły żywe dyskusje co tam u których sąsiadów się dzieje.
A dziad Staszek miał marzenie jeszcze za młodych lat, które nie udało mu się zrealizować, bo zabrakło funduszy, a i rodzice krzywym okiem na to patrzyli więc dał spokój. Ile razy słyszał na niebie warkot samolotu tęsknie wznosił wzrok, czasami, gdy jechał do znajomego żeby sprzedać cielątka i mijał Aeroklub zatrzymywał się i patrzył co dzieje się na płycie lotniska. Któregoś wiosennego dnia nie wytrzymał i poszedł żeby zapisać się na kurs pilota. Nie był już młodym mężczyzną, ale też nie starcem, serce zabiło mu radośniej gdy był już umówiony na pierwsze spotkanie. Dziad Staszek często znikał na kilka godzin z domu nie uszło to uwadze baby, która zastanawiała się gdzie on chodzi. Gdy wracał spoglądała czy nie pijany, ale jej chłop nigdy nie pił. Gdy kiedyś niby przypadkiem zapytała gdzie się błąka, powiedział - że spaceruje po okolicy. Baba nie była aż tak ślepa zauważyła, że Staszek jest jakby znacznie weselszy, a nawet szczęśliwszy. I nawet nie przyszło jej do głowy, że po niebie uśmiechając się do siebie lata jej mąż. Spoglądał z góry na znajome pola lasy, a czasem dostrzegał koło swojego domu kilka malutkich postaci, pewnie wiejskie kumoszki Maryśki których nie lubił, za" mielenie językiem "jak to nazywał.
I tak mijało lato, kumochy wiejskie od razu zauważyły, że babie Maryśce znika chłop i już snuły domysły, że na baby chodzi. Denerwowały  Maryśkę te podejrzenia, i żeby nie myśleć zajęła się domem, a z kumoszkami spędzała mniej czasu. Nastała kolorowa i ognista w czerwień jesień. Dziad nadal znikał, któregoś wieczora powiedział do swojej Maryśki, że w niedzielę jest Festyn lotniczy i może by się tam wybrali. Babie pomysł niezbyt się spodobał zwykle nigdzie nie chodzili. Coś ją jednak ciągnęło, jakaś dziwna ciekawość, żeby na festyn jechać. Kiedy nadeszła niedziela spoglądała na swojego chłopa co on taki radosny, nie śmiała jednak zapytać, czuła, że wkrótce się dowie.
Jakie było zdumienie Maryśki, gdy zobaczyła swojego chłopa za sterami samolotu, który zapraszał ją i innych na lot po okolicy. Nie wiedziała co robić stała jak "słup",w końcu popychana przez innych wsiadła. Patrząc na Staszka wiedziała, co było powodem jego radości, był taki szczęśliwy.
W milczeniu zajechali do domu. Pierwszy odezwał się Staszek, chciałem powiedzieć Ci wcześniej, że zawsze o tym marzyłem by latać, ale ciągle coś stało na przeszkodzie, teraz mając więcej   czasu zrealizowałem swoje marzenie i mam gdzieś co ludzi powiedzą i co pomyślą,jestem szczęśliwy..........

I trochę ogrodu











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz